wtorek, 7 września 2010

enough is enough




Chciałbym być jedwabnym ekranem Warhola
Na ścianie wiszącym
Albo małym Joe albo może Lou
Nimi wszystkimi być chciałbym
Wszystkie nowojorskie złamane serca
I tajemnice moje by się stały
Umieściłbym cię na filmowej szpuli
I wtedy zwyczajnie dobrze by się działo



Twoją żoną aż po grób, aż do krwi, do ostatnich słów, do zaprzeczenia pierwszej przyczyny. Do kręgosłupa, do słów co jak atropina, wiesz sam. Do rzygania czarną kawą, do monologów z własną czaszką, co chroni ją tylko cienka skóra, jak mgła, jak seks, jak słowa co jak atropina, jak papierosy nad ranem, jak nie spanie przez trzy dni i chodzenie w ciemnych okularach po domu, jak prawie puste już butelki po wódce, jak "nie rób tego" mówione tak cicho, że tego nie słychać, jak "chcę tylko ciebie" mówione jeszcze cieszej, rozbite kolana i łokcie. Jak siniaki i blizny;  już nigdy, nigdy nie uratujesz mi życia?

Zamykam oczy i jest mi jeszcze chłodniej, kończą się bańki mydlane, kończą papierosy, kończy lato. Kurwa.