niedziela, 9 grudnia 2012

piosenka na koniec świata


Kiedy opadł kurz przyklejający się do naszych spoconych twarzy i ramion, kiedy czerwone słońce zaczęło wpadać przez szczeliny naszego bunkru, naszej jaskini, naszej matki macicy, kiedy oświetliło dywan z mchu i paproci, z pierza i szkła, zużytych gumek i zużytych narzeczonych, imitujących mech włosów łonowych (jeszcze ciepłych i wilgotnych korzeni)wyrastających kępami z dywanu.
Kiedy ciała drżały a ręce znajdowały najprostsze drogi ku rozkoszy, znajdowały je w ciemnościach, początkowo chwytając tylko powietrze, rajstopy, koszule, ręka? Stopa? Mięsistość i gruczołowatość (wszystkie zmysły aktywne, smakuj, czuj) dająca idealne schronienie dla błądzących rąk znajduje się tu, w zasięgu każdego.
Obróć się w lewo po rozlewające się wraz z podłogą i sufitem piersi Hrabiny, z której dodatkowo wystają mrucząco-chlapiące odnóża fluorescencyjnych wibratorów. Hrabina przeciąga się, piersi przelewają się na moją twarz i jestem pod gorącą kołdrą miłości jej matczynych fałd. Apollo nachyla się nad Hrabiną, jego wężowy język oplata szyję jaśniepani, penetruje ucho i wychodzi oczodołem, hrabina zaciska palce na idealnie wyrzeźbionych mięśniach ud, spod szamańskiej opaski na biodra wysuwa się męskość Olimpu w całej swojej okazałości, kołyszemy się wszyscy razem w tej melodii utopijnego libertyństwa, w statku poskręcanych drutów, poskręcanych zakończeń neuronów.
 Spocone artystki ślinią dwa palce i wznoszą gest wiktorii, tanzen macht frei dziewczyny, ich pełne biodra kreślą zarys tego jak by chciały, żebyś to zrobił. A ty czujesz się jak torf. Jak pies, jak skórzany worek wypełniony instynktami, traumami dzieciństwa, krwią, mięsem i gównem.
 Jesteśmy żywą tkanką, pulsującym, podziemnym życiem, gdzie ekstaza miesza się z agonią, gdzie usta i oczy są zawsze otwarte; przyłóż ucho do porośniętej mchem podłogi świata, usłyszysz jak biją serca wyklętych, serca wyzwoleńców, szaleńców, barbarzyńców, zwyrodnialców, szamanów i komediantów, nasze pełne dobra serca biją w jednym rytmie, to atomowy zegar, który nigdy się nie zatrzyma. A po kapitalizmie? Po kapitalizmie zostanie już tylko utopijne miasto, gdzie będziemy powoli i czule pielęgnować tradycję świętego bólu, będziemy pięknymi zwierzętami kierowanymi przyjemnością i uczonymi prorokami nadejścia nowej fali orgazmów.

Kapitulacja świata nastąpi za siedem, sześć, pięć (proszę dobrać się w skupiska ludzkie, proszę otworzyć szeroko oczy i rozpocząć inwokację do Hedone), trzy, cztery(proszę zwiększyć tempo produkcji endorfin do poziomu krytycznego),dwa, dwa (w latach 60. w eksperymentach na szczurach pokazano, że elektryczna stymulacja molekuł emocji w ośrodku odczuwania przyjemności budzi w zwierzętach doznania tak intensywnej ekstazy, że wolą paść z wyczerpania niż przerwać doświadczenia), jeden. 150/95 mmHg. 260 BPM. Statystyki rosną.
Nadnaturalne powiększenie obrazu świata do komórkowej budowy organizmów, wszystko wokół wybucha, rozlewa się fala gorąca, ciśnienie wypycha gałki oczne z oczodołów, wypada nabrzmiały, czarny język, mamo, halo, pogotowie, pomocy, eksplozja nastąpiła przed czasem urywając co poniektórym kończyny, które okazały się ostatecznie mało przydatne, skoro i tak leżysz przez większość czasu.  I patrzysz, och jak ty pięknie leżysz i obserwujesz.


Chłonę marmurowość posadzki, lodowatość elegancji, wplatam obie dłonie w twoje włosy, całuję po oczach, trzęsę się w epileptycznym tańcu, jestem spełniona, jestem jasna, jestem trupem. A Kraków dalej płonie, służby miejskie zamiatają zwęglone szczury sprzed synagog i sklepów z souvenirs, czyli folklor za dychę.