wtorek, 15 marca 2011

Jak wygląda umieranie+relacja z wewnątrz


Otwieram oczy i nie widzę.

Za oknem było idealnie, było tak dokładnie jak do to tego dążyliśmy, było miękkie światło, bezsprzeczne rozmowy bez słów do rana, ranki z mglistymi snami, które i tak nie były już istotne bo wolność przestała się nam śnić. Słowa zasłyszane przypadkiem składały się w perfekcyjnie harmonijne zdania, zdania w całkiem nowe interpretacje.

Poeci opuścili zmęczone, brudne inkaustem dłonie, pianiści położyli ciężkie głowy na klawiszach,
w końcu otworzyli zmęczone oczy, szum zmienił się w melodię, chaos w uporządkowaną, pulsującą cicho autostradę neuronów,
dłonie przestały chwytać rozpaczliwie powietrze, usta bezgłośnie krzyczeć, rany się zasklepiły, Michał Anioł usiadł na kolanach Piety,
Maryja umarła z błogim uśmiechem u stóp krzyża, zrozumiała wszystko, wszystko stało się klarowne tak bardzo, że śmierć miała sens,
Nie było już czarnego i białego, żadnej krzywej, żadnych ucieczek w przepaść, jednolite piekło Dantego, obalona zasada pierwszej przyczyny, spalone marzenia senne, umarli budzący się pod sklepowymi witrynami.

Stałam tam nie rozumiejąc ani jednego gestu, patrząc a nie widząc,

nie widziałam jak idealny może być świat, świat w mojej głowie ciągle był zawieszony pomiędzy istnieniem a racjonalnym zanikaniem.
Cofnij to, co nieodwracalne, bądź kimkolwiek, tylko bądź.

Zamykam oczy i widzę. Uniosłam ręce w górę i słyszałam wszystko. Wróciłam do środków, do pierwotnej formy świata. Świat pękł nie na dwie a na tysiące elementów, chciałam to zbierać tak, aby w końcu odzyskać jedność, ale wszystko wypadało z moich rąk, ilekroć nie oddawałam się w ręce moich miłości czułam jedynie pękającą skórę, rozjarzone rany, lepkość krwi i lepkość palców.

W końcu rany przestały się goić, rozdrapywali je tylko na nowo, wciąż na nowo,

abym tylko poczuła, że są ze mną. Widziałam odrazę w swoich oczach, ich oczy odbijały się w moich oczach, gdy już bali się podchodzić.
Byłam konającym lisem, z którego zdarli białe futro, ćmą, której nie zbili a jedynie ogłuszyli i oderwali skrzydła, leżałam pomiędzy życiem a śmiercią, chciałam umrzeć ale oni wciąż podawali mi miłość w ampułkach, nie dałam rady przełkać więc wkładali mi ją prosto w serce, czułam że żyję, kurwa, czuję że żyję! Czułam też wtedy; delikatne światło brutalnej jarzeniówki świeciło mi w oczy, oczy pozbawione powiek, bo musiałam widzieć więcej.
Czułam że żyję kiedy zmuszali do tańca księżniczkę ćmę, owiniętą lekkim dymem, tańczyłam więc z wyłamanymi barkami, z pękniętym kręgosłupem,

i kiedy chciałam znów poczuć, że żyję, zamknęli mi usta, zamknęli drzwi, zaknęli wieko trumny i kazali czekać aż wrócą.


Wracajcie, skuwiele.