środa, 8 grudnia 2010

dziewiąty grudnia



Chciałabym trochę odpocząć. Od ust. Od dłoni. Od obcych dźwięków sprzączek od pasków. Od kabalistycznej muzyki, która przedziera się przez mgliste smogi dymu papierosowego, która otwiera nam oczy i otwiera nam serca. A serca są zaropiałe i brudne. Chciałabym odpocząć, opuścić zmęczone ręce, zamknąć senne oczy. Nie być gotowa cały czas na uśmiech, na uwodzenie, na bycie autorytetem, na bycie po prostu, albo na nie-bycie, bo tego wymaga rola. Chciałabym zobaczyć jak umierają moi przyjaciele. Chciałabym odpocząć. Jestem zmęczona.

Czekam na Ciebie już tysiąc lat.

A dzisiaj jest Twoje święto. Jeteś po prostu najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałam z tej okazji, życzę Ci nieskończoności. Prawdziwej, głębokiej nieskończoności. Pewnie nigdy się tego nie dowiesz. Pewnie ja nigdy nie będę wiedziała jak jest rzeczywiście. Okłamujmy się dalej, po prostu nie pozwól mi zostać samej.

Wszystkiego najlepszego.

niedziela, 21 listopada 2010

listopad

Bezkresne pustynie samotności. Krwawiący łzami piach, który dławi, nie pozwala oddychać i nie pozwala krzyczeć. Krzyczą moje żyły, autostrady żył płaczące takim smutkiem, że ludzkość pada na kolana, rozrywa gardła śpiewem psalmu śmierci. Szaleńczy korowód śmierci. Nie chcę wierzyć w nic, nie chcę umierać słowami. Nie ma dla mnie nieba ani nie ma grzechu, którego nie mogłabym zapomnieć.
I Ty, którego nie ma nie zapomnisz mi tej winy.

Niemalże epileptyczne stany świadomości, odmienne stany świadomości.
Umrzeć, zdechnąć zwierzęco obok Ciebie.
Ale Ty już kroczysz sam w stronę piękna a ja jestem dalej brudna w swojej brzydocie. Tak już zostanie do końca istnienia świata. Ani sekundy dłużej.
Żadnych marzeń w listopadzie.

czwartek, 4 listopada 2010

wszystko zostało już napisane




Męczy mnie to. Jestem zmęczona. Umęczona. Wygięta we wszystkie strony, pięknie się uśmiecham do zdjęć a oczy zamykają się same w przerwie na papierosa.

Masz, weź, ścieżka? Królewna? Nie, paznokieć tylko, masz, nie śpij. Tańcz laleczko z rachitycznymi ramionkami, niech zimny szampan obmyje cie z grzechu. Grzech numer trzy wygrywa dzisiejszą konkurencję. Przejażdżka z piekła do wnętrza Ziemi, w cenie klepanie pani Bathory po pupie, zarzucenie kwasa z Morrisonem i bieganie nago po polach dzikiej świadomości za rękę z panem Magikiem. Och panie Magiku!

Chodź tu i uratuj mi życie. Łapię go za rękę i mówię "Kurwa, uratuj mi życie" a on mówi, że może w przyszłym tygodniu znajdzie chwilę. Chcę zdechnąć jak pies, bura suka w kącie.

Zdychaj, zdychaj.



wtorek, 19 października 2010

dosyć mam już czekania





jestem już chora od wszystkiego, od wszystkich brudnych rąk które mnie dotykają, kiedy zwierzęco łaknę czystej, nieskalanej miłości a oni się śmieją i mi mówią: "to do ciebie nie pasuje, zdejmij swój czarny golf i pokaż co potrafisz malutka."

Ty wiesz, że niedługo umrę.


Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli

Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno

Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie, co głód

But w nasze krocza, kopniaków choć tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co

Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli

Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku

I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje


wtorek, 7 września 2010

enough is enough




Chciałbym być jedwabnym ekranem Warhola
Na ścianie wiszącym
Albo małym Joe albo może Lou
Nimi wszystkimi być chciałbym
Wszystkie nowojorskie złamane serca
I tajemnice moje by się stały
Umieściłbym cię na filmowej szpuli
I wtedy zwyczajnie dobrze by się działo



Twoją żoną aż po grób, aż do krwi, do ostatnich słów, do zaprzeczenia pierwszej przyczyny. Do kręgosłupa, do słów co jak atropina, wiesz sam. Do rzygania czarną kawą, do monologów z własną czaszką, co chroni ją tylko cienka skóra, jak mgła, jak seks, jak słowa co jak atropina, jak papierosy nad ranem, jak nie spanie przez trzy dni i chodzenie w ciemnych okularach po domu, jak prawie puste już butelki po wódce, jak "nie rób tego" mówione tak cicho, że tego nie słychać, jak "chcę tylko ciebie" mówione jeszcze cieszej, rozbite kolana i łokcie. Jak siniaki i blizny;  już nigdy, nigdy nie uratujesz mi życia?

Zamykam oczy i jest mi jeszcze chłodniej, kończą się bańki mydlane, kończą papierosy, kończy lato. Kurwa.

czwartek, 19 sierpnia 2010

dlaczego chcialabym zeby byla zima

Na święta kupujemy sobie Zippo w eleganckich pudełkach pachnących Ameryką.

Ubieramy choinkę na złoto i czerwono. Ja owijam wokół szyi czerwony łańcuch, Ty pachniesz szarym Hugo Bossem. Ja noszę szary sweter w romby, Ty zdejmujesz go ze mnie wzrokiem, włączając Claptona, po całym mieszkaniu snuje się jego zapity głos. Razem pieczemy ciastka w kształcie gwiazdek i pozwalasz mi później zjeść resztę różowego lukru. Śmiejesz się ze mnie jak mam mąkę na włosach i psujesz mi fryzurę. 

Malujesz mi paznokcie u stóp na czerwono, podczas gdy jak oglądam 'Śniadanie u Tiffany'ego' po raz setny. Nie lubisz tego filmu, bo jest romantyczny i taki kobiecy i nie rozumiesz go w ogóle ale tylko kręcisz głową jak mam łzy w oczach pod sam koniec.  

Później w nocy pijemy wino na białym dywanie, wiedząc, że już nigdy go nie odplamimy po tym, jak poiłeś mnie ze swojego kieliszka. Masz okruszki ciastek za swoim swetrze który lubię najbardziej. Za oknem sypie śnieg a nam jest ciepło, choć Ty i tak masz jak zawsze zimne dłonie. 

Uwielbiam Twoje dłonie. Uwielbiam zimne dłonie, długie, chłodne palce. 

O północy, w przestrzennym salonie świecą tylko lampki na choince i rzucają na nas czerwone światło. Ja kupuję Ci koszulę pod choinkę. Wiem, że będziesz ją nosił choć masz takich już milion. Ty dla mnie koronkową bieliznę, właśnie taką jak lubię.

I tej nocy, kiedy wypijemy już całe wino, wystąpię w niej tylko dla Ciebie; czysta i jasna jak śnieg.

Twoje usta będą smakowały winem, moimi papierosami i różowym lukrem. Ja będę pachniała Twoimi perfumami. 

Drewniana podłoga ma kolor choinkowych lampek. Cicho, podłoga błyszczy, włosy cicho rozsypują się, śmieję się bezgłośnie, żeby nie zaburzyć idealnej równowagi świata. 

Za oknem jest biało i magicznie. Na ucho życzysz mi wesołych świat i oboje wiemy, że te święta będą po prostu idealne.

środa, 18 sierpnia 2010

jesień w środku sierpnia




Jestem prawie pewna, że tej jesieni już nie przeżyję, nie ma najmniejszej szansy na ratowanie życia, wiesz, dzwonię do kogoś i proszę, żeby uratował mi życie, zaciskam palce na słuchawce "proszę, uratuj mi życie" ale oni zawsze są troszeczkę zajęci, troszeczkę nie w porę dzwonię. Siadam na łóżku i się śmieję sama do siebie, biorę garść leków i idę dalej tańczyć.

Wiesz Aka, miałeś kiedyś pierdoloną rację.

Oglądam ostatnie występy Freddiego M. i tak mi przeraźliwie smutno, chyba zaczynam robić się żałosna, chyba this is the end.



niedziela, 20 czerwca 2010

tensknota





Mówi "ej, weź żyj", ogarnij się trochę, taka święta Marta jesteś kurwa, to jak w końcu, przestań łazić tak bez celu, gibać się na imprezach z dziewczętami, co mają niewydepilowane okolice bikini i nie tylko, co lubią piwo sobie wypić i śmieją się tańcząc w kręgu ze sobą samym. 

Jak ja mam to wszystko zrobić, jak ja nie dam rady, no nie żartuję, naprawdę taka bezsilność człowieka łapie, jak zakochuję się siedem razy dziennie, ostatnio to tak na serio, ale moja miłość wyrzuca miłosne listy razem z ofertami promocji z "Biedronki" i z nową kolekcją mebli 2010/11 do kosza obok skrzynki pocztowej, to co ja mam poradzić, papierosa od papierosa odpalać, nowofalowo kiwam głową, jakie zimne ręce masz, uwielbiam jak masz takie ręce zimne, no, palce pianisty, ładnie, artysta co? No, artysta, a co, wódkę ze szklanki i tweedową marynarkę.

Tańczę tak właśnie sama ze sobą, czerwiec, po osiemnastej już a październik i boję się zostać sama, wszystko już było, chyba schudnę znowu jak taka wczesna jesień, dopiero co wstałam, cztery kawy, muszę uporządkować papiery, wiersze do wierszy, scenariusze ze scenariuszami(oszukuję trochę, trzy czwarte to scenariusze Kane), wiesz swoje życie do swojego życia, cudze do cudzego, generalnie jestem sceptycznie nastawiona do życia.

Jestem pełna miłości a Ty mówisz, że jestem szmatą.


czwartek, 13 maja 2010

hevimetal


szczyt bycia chujem?

Życzyć niedoszłemu samobójcy sto lat na urodziny.