niedziela, 17 kwietnia 2011

darkroom 1

Jestem niekonsekwentna w określaniu podmiotu lirycznego.

Podszedł podpełzł do niej na kolanach i zaczął lizać jej nadgarstki szorstkim językiem, pozostawiając smugi śliny na jej jasnej skórze z wystającymi, turkusowymi żyłkami.

Podłoga była świeżo polakierowana, więc zanim jego kolana zaczęły stawać się sine minęło kilka minut pięknej kompozycji cielistości jego nóg, bladości jej posągu i błyszczącej, wiśniowej podłogi w przytłumionym świetle kinkietów na które uprzednio narzuciła czerwono-pomarańczowe apaszki jaki styl jaki szyk jaki burdel.

Obejmował ją na tyle mocno, by delikatna skóra pomiędzy jej biodrami a wystającymi żebrami została naznaczona brudnymi burymi wyżłobieniami, nigdy nie widziałam tak głębokich blizn, które nosi do dzisiaj, skrywa skrzętnie pod tiulowo-muślinowymi żakietami i sukienkami kroju typu A, z Eddie Sedgwick zostały jej także sińce pod oczami i półprzymknięte powieki kiedy pali papierosa.

Rzut na taśmę.

Rzut na łózko, całując jej piersi, sterczące, zaczerwienione sutki. Róż pompejański, róż indyjski. Pragnę cie. Miękko-twarde, ciemnobrązowe włosy na jego brzuchu. Mokrym brzuchu. Lepkim, słonym. W dół by kreślić autostrady jego żył. Najpiękniejszych żył jakie widziała. Żył napiętych niczym struny, żył gotowych by jednym cięciem spuścić się czerwienią na jej białą pościel. Patriotyczna perwersyjność. "jesteś nimfomanką?"

Głowa, usta, nos, broda, szorstka broda, dwudniowy zarost. Pragnę Cię. Pachniał alkoholem i swoimi perfumami. Zaczerwienione od oblizywania się. Złap mnie za szyję mocniej. Pokażę Ci coś, chodź.

Na górze. Na dole. Fioletowo-żółte siniaki na kolanach. Na piersiach. Pod okiem.

Najpiękniejsze oczy jakie widziałam w życiu. Za mało określeń, za dużo nazw własnych. Połączenie bladości skóry, porcelany, brązowo-pomarańczowych piegów na czubku nosa i na ramionach, kosmiczej zielonożółtości i fioletowo-brązowych, obrzękniętych powiek. Kolory, prawdziwe kolory spod organiczności skóry, brzydkopiękność tak intensywna, ze bałam się czasami patrzeć za długo. Zamyka oczy. Zamykam oczy. Ostatnie co widać to poziomkowość jego pogryzionej dolnej.

Do krwi Ciebie, do mięsa, do białych kości, opleść swoje przeguby Twoimi zwojami żył, zakneblować swoje usta Twoimi przekaźnikami neuronów, nie, nie jesteśmy swoi, nie jesteśmy na własnosć, artyści, dziwki, komedianci, aktorzy ze spalonego, kurwy, kurwy, kurwy, kradnij, kradnij, kradnij, nigdy nie stanę się jednolita. Jedno lica.


1 komentarz:

  1. u jednych zwoje mięśni i żył, kość w zębach drugiego; u drugich kable i ekran, plastykowe łono. chodzi nam wszystkim o to samo, a lubimy pięknie mówić. lubię czytać takie słowa i będę to robił, bo to przyjemność, dlatego to czytam, bo to przyjemność. powszednia, co rano, do płatków, nóg na pufie (stopy w kapciach) i kubka kawy w ręce. każda myśl, ka boom dziwki

    OdpowiedzUsuń