środa, 9 grudnia 2009

here's your future.

Nie lubię bardzo sytuacji, kiedy jadę autobusem i słucham muzyki, mając możliwie jak najdalej wetknięte w uszy słuchawki, które są moją płonącą barierą, nie dopuszczającą do siebie świata zewnętrznego, czytaj pierdolenia o tym co dziś na obiad, opowieści o tym, jak dla koleżanki z pracy zwiędły nasturcje, kto się spóźnił na wykład i jak było na ostatniej wiksie, płaczu małych dzieci, piszczenia tych większych i rozpierdalającej mi głowę muzyki z telefonów. Nie mogę się w sumie odciąć od widoku parszywych, porytych zmarszczkami, syfem i brudem twarzy, od czarnych odrostów na blond, przetłuszczonych włosach, od ortalionowego szelestu, od obgryzionych paznokci, od reklamówek wypełnionych szmatami z rynku, od białych kozaczków, od porysowanych podróbek reeboka, od smrodu starego potu i starego moczu, tanich papierosów i tanich perfum, mających zabić odór wyżej wymienionych. Gdybym mogła to schowałabym twarz w szalik i udawała że mnie to nie dotyczy, ale- cóż za pech- dotyczy. Dlatego też próbą ucieczki jest kojące mi duszę indie (o tym później) wypełniające mi głowę przez trzy skrzyżowania, które wloką się przez nieznośne siedemnaście do dwudziestu czterech minut(o ile kierowca nie wypił przed trasą zgrzewki red bulli). I staram się przeżyć, bez zwracania uwagi na otaczające mnie gówno i malarię, kiedy nagle dostrzegam znajomą mi twarz i z przerażeniem odkrywam, że ta twarz wpatruje się we mnie z szerokim uśmiechem nieszczerej mordy. I już po mnie, widzę jak zbliża się a przez jej uśmiech niemalże wypadają gałki oczne i pękają policzki, jad leje się po płaszczyku i butach z h&m'u, git, git, hejka, heeej, CO TAM?!!!1111 (gówno.)

1 komentarz:

  1. Ciekawi mnie o jakim konkretnie indie mówiłaś.
    A jak chodzi o całą sytuację - mam podobnie, a mogę dodać, że... zepsuły mi się ostatnie słuchawki!

    OdpowiedzUsuń