niedziela, 21 listopada 2010

listopad

Bezkresne pustynie samotności. Krwawiący łzami piach, który dławi, nie pozwala oddychać i nie pozwala krzyczeć. Krzyczą moje żyły, autostrady żył płaczące takim smutkiem, że ludzkość pada na kolana, rozrywa gardła śpiewem psalmu śmierci. Szaleńczy korowód śmierci. Nie chcę wierzyć w nic, nie chcę umierać słowami. Nie ma dla mnie nieba ani nie ma grzechu, którego nie mogłabym zapomnieć.
I Ty, którego nie ma nie zapomnisz mi tej winy.

Niemalże epileptyczne stany świadomości, odmienne stany świadomości.
Umrzeć, zdechnąć zwierzęco obok Ciebie.
Ale Ty już kroczysz sam w stronę piękna a ja jestem dalej brudna w swojej brzydocie. Tak już zostanie do końca istnienia świata. Ani sekundy dłużej.
Żadnych marzeń w listopadzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz