sobota, 26 lutego 2011

Quest ce que vous voulez?

Oczy szeroko otwieram, oczy szeroko zamykam i dalej jestem pelna swiatla i dziwnych przewodow, co mnie do subwoofera doprowadzają, z serca mojego czyste dźwieki, z klatki piersiowej jak ręce, coraz to kolejne dźwięki, w równych odstępach, w skazańczym marszu, uderzają w ściany, naginają do środka, zapalają sufity, kradną podłogi. Dotknij mnie a wzlecę tam, gdzie nikt nie wzlatywał.
Krąży po krwioobiegu. Palcem po śluzówkachgardle, miękko, chociaz sam wiesz, ze ta miękkość to pozory, to oczy zamknięte na chwilę w miłosnym uniesieniu, az przez autostradę przełyku przejdzie całkowicie, az zatańczę jak mi zaśpiewa. Tańczę całą noc.
Dotknij mnie a rozleję się po podłodze w agonalnym jęku, jeszcze raz a wchłonę się w dywan i ubrania jak dym z ust. Przyprowadź mnie do ludzi. Niech mnie dotkną. A ja wzlecę ponad nich.

Biegamy po wysokościach za ręce, śmiejemy się ze zdychania w plastikowych workach, to nas nie dotyczy, to wy tam my tu. Biegamy po najwyzych wysokosciach w mieście, goń nas albo uciekaj. Najszersze uśmiechy w mieście. Największe oczy w mieście. Twój brzuch, jego usta, moje oczy, tańcz skoro jeszcze można.
Tak wysoko nie powinno się latać bez trzymania za rekę, ale z przyszłości narodu to za wiele nie zostało, więc rzuć to lepiej. Zrzuć się lepiej. Wciągściągnęłam film. Dotknij mnie a wzlecę wyżej niż potrafię.

Abstrakcyjność boskości nigdy jeszcze tak bardzo mnie nie bawiła.

1 komentarz: